Właśnie ukończyliśmy kurs wspinaczki na sztucznej ścianie w Warszawskiej Szkole Aplinizmu. Piszę ukończyliśmy, bo niezwykłym zrządzeniem losu, moja żona odnalazła w sobie pasję do wspinania i wspólnie rzuciliśmy się w wir przygody wspinaczkowej.
Kurs robiliśmy w osobnych terminach u tego samego instruktora, Wojtka Michalskiego. Życzę wszystkim tak doświadczonego i pełnego zapału mentora, który pomoże na starcie przygody ze wspinaniem. Wojtek jest świetny, wiem już, że kolejne kroki (kurs w skałach) będziemy także robić pod jego okiem.
A teraz do konkretów. Ścianka wspinaczkowa w Warszawie przy ul. Banacha była głównym punktem naszych zmagań kursowych. Kilka zdjęć z naszych przygód znajdziecie poniżej.
Monika odkryła w sobie wielki talent i naturalne umiejętności. Łoi poszczególne drogi bez większego wysiłku. Tego nikt się nie spodziewał.
Do wspinania dał się też namówić Kostek (mój starszy syn).
Mnie czasem też się coś uda.
I tylko Staś się jeszcze nie wspina.
Sam kurs spełnił moje oczekiwania. Obejmował m.in.:
- naukę wspinaczki z górną asekuracją („na wędkę”) przy użyciu różnych przyrządów asekuracyjnych (kubek, płytka) - generalnie moje odczucia co do wspinania na wędkę są dość mieszane, ani to frajda, ani wyzwanie. Mamy już własną linę i na wędkę teraz wspinamy się tylko w ramach „dobicia” po treningu na ściance.
- naukę wspinaczki z dolną asekuracją: nauka obsługi przyrządów asekuracyjnych, posługiwania sie liną, nauka wpinek, prowadzenia liny, – i to jest esencja wspinania, chyba tylko więcej emocji dostarczyć może żywcowanie.
- nabywanie poprawnych nawyków ruchowych w czasie wspinaczki i asekuracji – jak się okazało Monika nic nie musiała „nabywać”, niektórzy tak po prostu mają, rodzą się z tym. Ja z drugiej strony cały czas uczę się i szlifuję technikę. Cały czas bazujęc w większym stopniu na sile niż na umiejętnościach, a to trzeba zmienić. Co do asekuracji, tu akurat Monika jest biedna, przy różnicy wagi między nami, nawet przy kontrolowanym odpadnięciu podrywa ją do góry.
- naukę technik wspinaczkowych: pokonywanie formacji połogich, pionowych, poruszanie się w zacięcicach, kominach, poruszanie się w „przewieszeniu”, tzw. „praca nóg”, pozycje odpoczynkowe itp. – długo będę wspominał dzień gdy ćwiczyłem wspinanie w szczelinach, tak zdarty nie byłem chyba od czasu wywrotki na rowerze w podstawówce.
- trening wyłapywania na linie odpadnięć wspinacza. A dokładnie rzecz ujmując szanownego kolegi instruktora, który mając nerwy ze stali, z uśmiechem na twarzy latał w dół z kilkunastu metrów, mimo, że drugi koniec liny trzymany był przez stado kompletnych żółtodziobów.
Teraz zwiedzamy inne warszawskie ścianki, nie zapominając o „kursowej” na Banacha, którą chyba już zawsze będziemy wspominać ciepło (mimo różnych opinii na jej temat w internecie). Następny krok to wyjazd na kurs w skałki – ale to dopiero na wiosnę, do tego czasu pozostaje trening.
No Comments