Za oknami piękna pogoda, lampa, że aż chce się wspinać, a dla nas ponure, przedwczesne zakończenie sezonu. Cztery miesiące intensywnego wspinania przyniosły dwa niemiłe efekty. Po pierwsze w nierównym pojedynku na Podzamczu, z tamtejszymi zdradzieckimi dziurkami, skapitulował palec serdeczny prawej ręki. Naderwanie troczka. To jeszcze oczywiście nie jest powód by ostatecznie zakończyć sezon – w końcu mam jeszcze dziewięć pozostałych. Niemniej jednak, tak jak intensywności pierwszego sezonu w skałach nie wytrzymały ręce, tak i nasz dyliżans po przejechaniu 40tyś km bez wymiany oleju (sic!) dał jasno do zrozumienia, że to dla niego koniec. W efekcie sytuacja jest nieciekawa, mnie czeka kilka miesięcy plastrowania, ostrożnego treningu i rehabilitacji, a nasz jedyny rodzinny środek transportu walczy o życie u oswojonego mechanika. Czeka go remont generalny silnika lub przeszczep.
Pacjent na stole:
Pozostało cieszyć się z tego co udało nam się zrealizować w tym sezonie. Skończony kurs, ponad 150 dróg w skale i niezapomniane wrażenia.
Teraz przeczekać zimę, doładować na ściance i znów wiosna…
No Comments